Alaska
#1
Napisano 09 luty 2010 - 22:47
Indian i Eskimosów.Czytane w młodości książki, zwłaszcza te autorstwa Jacka Londona i James'a Olivera Curwooda budowały w mojej wyobrażni obraz dzikiej krainy,
gdzie żyją wyłącznie szlachetni ludzie, poszukiwacze złota i traperzy o sercach bardziej złotych niż wydobywany przez nich z rzek i potoków
kruszec.
Jako bezgranicznie "kopnięty" wędkarz fascynowałem się szczególnie tamtejszymi rzekami wraz z ich największym bogactwem, łososiami. Każdy chyba
oglądał wielokrotnie filmy, na których nieprzebrane stada łososi płyną w górę rzek i potoków, by dotrzeć do miejsc w których przyszły na świat. Płyną tylko
jeden raz w życiu, pokonują niezliczone progi i wodospady, omijają uzbrojone w długie pazury łapy niedżwiedzi, by przedłużyć istnienie swego gatunku, a po wszystkim,
gdy wyczerpane i poranione dotrą do celu i spełnią swój ostatni, a zarazem najważniejszy obowiązek, by umrzeć w miejscu z którego kilka lat temu, jako młode smolty
rozpoczynały równie niebezpieczną wędrówkę z nurtem, w kierunku bezkresnych wód Pacyfiku.
Chciałem zobaczyć to misterium przyrody na własne oczy, marzyłem, by stanąć obok tych królewskich ryb, by poczuć zapach tajgi i ujrzeć największego drapieżnika
Ameryki - niedżwiedzia grizzly.
Wreszcie w 2008 roku marzenia mogły stać się rzeczywistością, wraz z kilkoma przyjaciółmi, równie zapalonymi jak ja wędkarzami zorganizowaliśmy wyprawę do tego
Raju na Ziemi. Plan był ambitny, na początek wyjazd na północ do podnóża Gór Alaska, gdzie w dopływach wielkie lodowcowej rzeki Susitna będziemy szukać łososi
Gorbusza, Keta i przede wszystkim króla, czyli King Salmon, zwanego przez Indian Czawycza. Przy dobrej pogodzie mamy szansę podziwiać najwyższy szczyt
Ameryki Północnej - Mt. McKinley ( 6194 mnpm.).
Następnie przenosimy się na znany z wielkich łososi i największego zagęszczenia niedżwiedzi płw. Kenai, by na ostatni tydzień polecieć tam, gdzie "diabeł mówi dobranoc", a wrony
nawet nie zawracają, bo po prostu nie dolatują. Planujemy odwiedzić wioskę Eskimosów z ludu Inupiat, wieś nazywa się Ambler i leży nad rzeką Kobuk, ok 72 km na północ od kręgu
polarnego i ponad 220 kilometrów od wybrzeża Pacyfiku, a dokładniej Ciesniny Bearinga, na obrzeżach Parku Narodowego Doliny Kobuk. ( Kobuk Valley National Park.),
który jest najdalej na północ wysuniętym Parkiem Narodowym na świecie i słynie z ogromnych piaszczystych wydm oraz największej na ziemi populacji reniferów ( ok 500 000 szt).
Podczas swej corocznej wędrówki renifery te migrują z północy na południe i z powrotem, przekraczając rzekę Kobuk, Jest to druga pod względem wielkości (liczebności) taka
wędrówka na ziemi, po stadach antylop Gnu na afrykańskiej równinie Serengeti.
Jak widać w planie było na prawdę dużo zwiedzania.
Po tym przydługim wstępie pora na kilka zdjęć z wyprawy, z góry jednak muszę przeprosić za jakość, która będzie niestety bardzo słaba. Ponad 90% zdjęć zrobiłem
kompaktem, w dodatku wówczas jeszcze nie interesowałem się fotografią tak jak dzisiaj, a fotografią przyrodniczą to już w ogóle.
Na początek kilka zdjęć ze stolicy stanu Anchorage i jego najbliższych okolic. Jeżeli uznacie, że pomimo marnej jakości warto kontynuować temat, pokażę resztę zdjęć.
1. Jedna z ulic Anchorage.
2. Wszędzie łososie - dobry znak...
3. Niedżwiedzie też na każdym kroku, ten jako trochę tandetna reklama sklepu z pamiątkami.
4. Ale to już co innego, na tabliczce napisano, że to setny pod względem wielkości polarny miś zastrzelony na Alasce, szkoda że zastrzelony ale ąż bałem się pomyśleć jaki był nr1,
ja przy nim (przy wzroście 170) wyglądam raczej marniutko....
5. Kościółek, lub kapliczka w Anchorage.
6. Glenn Hwy - droga na północ.
7. Eagle Bay
8. Śnieg w lipcu, góry na wschód od Anchorage ( nie znam nazwy)
Na dzisiaj tyle, ruszamy na północ mijając po drodze wiele ciekawych miejsc, z których na szczególną uwagę zasługuje niewielki cmentarz Indian o wyznaniu prawosławnym. Widać, że wpływy rosyjskie pozostały tam do dzisiaj, zresztą zetkniemy się z nimi jeszcze wiele razy. Jeżeli pozwolicie jutro powrócę do tematu i zaprezentuję kilka kolejnych zdjęć.
#2 (Sławek Wojtczak)
Napisano 09 luty 2010 - 22:52
EDIT: już znalazłem Właśnie czytam
#3
Napisano 09 luty 2010 - 23:04
#4 (Sławek Wojtczak)
Napisano 09 luty 2010 - 23:10
Dla niewtajemniczonych : WMH - Wędkarstwo Moje Hobby
#5
Napisano 09 luty 2010 - 23:43
czekamy na ciąg dalszy,
wychowaliśmy się na tych samych lekturach...
#6
Napisano 10 luty 2010 - 08:13
#7
Napisano 10 luty 2010 - 17:07
#8 (Paweł Wróblewski)
Napisano 10 luty 2010 - 17:12
#9 (Karolina Myroniuk)
Napisano 10 luty 2010 - 17:16
"Żyjemy w niebezpiecznej epoce. Ludzie zdobyli kontrolę nad przyrodą, zanim zdobyli kontrolę nad sobą."
Albert Schweitzer (1875 - 1965)
#10
Napisano 10 luty 2010 - 20:34
zaraz po wyjeżdzie z Anchorage, o którym nasz polsko-amerykański przewodnik mówił, że "jest wrzodem na d....ie Alaski" przed naszymi oczami rozciągają się coraz piękniejsze widoki, na razie podziwiamy je jedynie z okien samochodu, ale i tak jestem coraz bardziej podekscytowany.
9. Jeziorko, które jak wiele innych jezior na Alasce pełni jednocześnie rolę lotniska.
10.
11. Kolejne jezioro, otoczone coraz piękniejszymi górami.
12.Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów skręcamy w boczną drogę i tu miła niespodzianka...
13.Jednak nie o zwierzęta nam w tym momencie chodzi, naszym celem jest niewielki cmentarz Indian z plemienia Eklutna. Jest on o tyle ciekawy, że Indianie Ci bardzo dawno temu przeszli na Prawosławie zachowując przy tym część swoich wierzeń. Ich cmentarze są bardzo kolorowe. Wejścia na cmentarz "strzeże" cekiew.
14.
15.Groby różnią się bardzo od tych jakie znamy z Polski, czy innych europejskich krajów.
16.Nagrobek wodza.
Opuszczamy indiański cmentarz i ruszamy w dalszą drogę na północ.
17. Mijamy zatokę Eagle Bay podczas odpływu, wygląda dość dziwnie bez wody.
18.W pewnym momencie nasz przewodnik zatrzymuje samochód z wyrazem twarzy, jakby zobaczył Matkę Boską! Okazuje się, że przed nami z pośród chmur wyłania się sam
Mc Kinley! Dla Andrzeja, który z wykształcenia jest geologiem to widok równie wspaniały, jak dla nas widok, nie wiem, orła, albo tygrysa. Chociaż nie jestem jakimś szczególnym wielbicielem gór, to muszę przyznać, że na mnie widok ten również zrobił ogromne wrażenie, wszak przed oczami miałem najwyższy szczyt Ameryki, wodza gór jak mawiają Indianie. Ten niewiele niższy szczyt po lewej stronie, to wg. indiańskiej legendy syn Mc Kinleya, zwanego przez Indian -Denali.
Powoli zbliżamy się do celu naszej podróży, małego miasteczka o nazwie Talkeetna, położonego u stóp gór Alaska. Z tego właśnie miasteczka wyruszają wszystkie ekspedycje, których celem jest zdobycie Mc Kinley'a. Polacy oczywiście również wielokrotnie zdoywali ten szczyt, a jako pierwszy dokonał tego w roku 1970 Marek Głogoczowski.
Coraz częściej przekraczamy mniejsze i większe rzeki, dopływy wielkiej Susitny, do każdej z tych rzek wchodzą łososie, więc przyglądam się uważnie, by wiedzieć z czym przyjdzie mi się jutro zmierzyć.
19. Willow Creek
20.Montana Creek
21. Ujście Montana Creek do Susitny.
22. Susitna, wielka lodowcowa rzeka, o wodzie która kolorem przypomina cement. Jest oczywiście lodowato zimna, a przy tym głęboka i bardzo rwąca. Gdy ją zobaczyłem, to po raz pierwszy w życiu zdałem sobie sprawę, że są rzeki "nie do przebycia"! Tej rzeki na pewno nie dałoby się pokonać wpław. Myślę, że hipotermia dopadłby śmiałka w ciągu kilku minut. Walka z niezwykle silnym nurtem, też chyba nie maiłaby najmniejszych szans. Widziałem w życiu wiele rzek, ale chyba żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, ona jest wręcz przerażająca.
23.
24. Przed nami Góry Alaska.
25.Zaczynają się też lodowce.
26.
27. Wreszcie docieramy do Talkeetna
28. To mini-miasteczko można w przerzucić beretem...
29. ...ale ma swój klimat. Tu widać wnętrze baru, który kiedyś był chatą poszukiwaczy złota, podobno większość sprzętów jest autentyczna i pochodzi z czasów gorączki zota.
Uff, myślę, że na dzisiaj wystarczy. Jutro będzie odcinek specjalnie dla wędkarzy, wyruszymy na poszukiwania łososi...
#11
Napisano 10 luty 2010 - 21:25
#12
Napisano 10 luty 2010 - 22:33
Faktycznie ta góra robi wrażenie nawet na takim małym zdjęciu.18.W pewnym momencie nasz przewodnik zatrzymuje samochód z wyrazem twarzy, jakby zobaczył Matkę Boską! Okazuje się, że przed nami z pośród chmur wyłania się sam
Mc Kinley!
#13 (Karolina Myroniuk)
Napisano 11 luty 2010 - 08:28
"Żyjemy w niebezpiecznej epoce. Ludzie zdobyli kontrolę nad przyrodą, zanim zdobyli kontrolę nad sobą."
Albert Schweitzer (1875 - 1965)
#14
Napisano 11 luty 2010 - 15:49
30.
31.
Rankiem miło zobaczyć taki napis, właściciel tego samochodu musi być pogodnym człowiekiem.
32.
Tak więc podbudowani i pełni nadziei wyruszamy na spotkanie z władcami alaskańskich rzek
33. Ranek jest dość chłodny i mglisty, mamy początek sierpnia i chyba już pierwsze oznaki jesieni.
Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że Alaska to nie tylko dzika, nieskażona przyroda, czyste rzeki itp. To także licznie rzesze turystów, którzy każdego lata zalewają tą krainę. Na szczęście 99% z nich nie oddala się dalej niż 500 metrów od głównych szlaków komunikacyjnych! Łowią łososie wyłącznie w rzekach do których mozna dojechać samochodem, najlepiej dużym camperem i panicznie boją się niedżwiedzi. Ich wędkowanie wygląda mniej więcej tak:
34.
35 ...i tak. Miejsca takie nazwaliśmy: "bakutil" i unikalismy jak ognia.
Jednak wystarczy zboczyć z utartych szlaków, odejść kilka kilometrów w głąb lasu albo jeszcze lepiej wynająć łódż i popłynąć np. w górę Susitny, by znależć się wśród na prawdę dzikiej przyrody, sam na sam z rzeką, tajgą i jej mieszkańcami. Gdzie nie docierają niedzielni turyści, gdzie w zasadzie nie docierają żadni turyści.
36. Ujście rzeczki Sheep Creek
My postanowiliśmy popłynąć łodzią w górę Susitny do ujścia potoku Clear Creek, który płynie przez wspaniałe dzikie lasy i niesie krystalicznie czystą wodę. Mamy niemal 100% gwarancję, że będziemy na tej rzece sami. Amerykanie są zbyt leniwi, by płynąć godzinę łodzią w górę grożnej Susitny. Oni jeżeli już udają się na odległe, dzikie łowiska, to wybierają raczej samolot jako środek transportu. Samolot potrzebuje jednak odpowiedniego miejsca do lądowania, zwykle małego jeziorka. W pobliżu Clear Creek nie ma jednak żadnych jezior, a sam potok jest zbyt mały, by mógł wylądować na nim jakikolwiek samolot. To jeden z głównych powodów dla których wybieramy właśnie ten potok. Chcemy poczuć wreszcie dzikość Alaski.
37. Clear Creek.
38.
39.
40. Dopływ Clear Creek i mała zagadka, kto widzi łososia?
41. Jak to zwykle bywa w dziewiczych alaskańskich rzekach na spotkanie z łososiem nie musiałem długo czekać.
42. Rybka walczy dzielnie...
43. Ale w końcu, ku mojej ogromnej radości, mój pierwszy w życiu King Salmon ląduje na brzegu. Mogę podziwiać jego piękno, wspaniałe czerwone ubarwienie, które świadczy o tym, że ryba jest już blisko swego przeznaczenia i wkrótce przystąpi do tarła. Oczywiście po krótkiej serii zdjęć ryba wraca do wody...
44.
45. Na kolejne ryby nie trzeba długo czekać, czuję się jak w wędkarskim raju. Hol takiej rybki trwa 20-30 minut pomimo na prawdę mocnego sprzętu i po niedługim czasie czuję się totalnie wykończony, pierwszy raz w życiu podczas holu ryby złapał mnie skurcz mięśni. W pewnym momencie mam delikatne branie, tuż po zacięciu ryba wyłania się kilka metrów od miejsca w który stoję z kolegą. Z wrażenia prawie siadam! Potwór, to pierwsze słowa jakie z siebie wyrzucamy. Największy wyholowany dotychczas przeze mnie łosoś miał 123 cm i ważył ok. 17 kg, ale przy bestii jaką mam teraz na wędce wydaje się być małą rybką. Wiem, że szanse na wyholowanie tego łososia są minimalne, tuż powyżej mnie leży zwalone drzewo i wystarczy, że ryba popłynie w jego kierunku a ja nic nie będą mógł zrobić. Kątem oka widzę, że kolega filmuje całą akcję, świetnie będzie jakaś pamiątka ze spotkania z Królem. Hol trwał równe 17 minut, podczas których ogromny łosoś wyskoczył kilka razy w górę, postał sobie w nurcie, lekceważąc zupełnie moje próby wyciągnięcia go na płytszą wodę, po czym zwyczajnie wlazł za jakiś kamień i przetarł żyłkę. Przez moment troszkę żałowałem, że nie udało się go wyholować, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że przecież samo spotkanie z Królem, w dodatku uwiecznione na filmie, to znacznie więcej niż chciałem jadąc tutaj. Wyjeżdżając z Polski marzyłem, by złowić jakiegokolwiek łososia królewskiego, choćby małego, a tu proszę na dzień dobry łowię kilkanaście dużych kingów i spotykam na swej drodze "króla królów", jest cudownie i nie powinienem wymagać zbyt wiele. Ręce trzęsły mi się jeszcze chyba przez godzinę i tego dnia postanowiłem już nie łowić. Siedząc pod drzewem, starałem się wchłonąć całym sobą wszystko co mnie otaczało- niezwykle piękny widok tajgi, jej zapach, szum rzeki...
Czułem się jakbym na moment przeszedł na inny poziom istnienia, to był ten moment, kiedy w sposób niemal fizyczny, namacalny poczułem co znaczy spełnić swe marzenia. Każdemu życzę takich chwil....
Strasznie się rozpisałem, więc teraz już bez komentarza pokażę kilka zdjęć innych pacyficznych łososi. W sumie jest 5 gatunków, prezentowany wyżej, największy z nich King Salmon, zwany też częsta Czawycza, drugi pod względem wielkości, bardzo silny i waleczny łosoś Keta, często zwany Dog Salmon, ze względu na swe "psie" zęby, oto on:
46
47. Najmniejszy, ale również bardzo waleczny łosoś gorbusza:
48.Najbardziej podobny do naszych łososi atlantyckich, a zarazem chyba najłatwiejszy do złowienia łosoś Coho:
Jest jeszcze jeden, ten którego znamy z filmów przyrodniczych, wspaniały, czerwony łosoś o zielonej głowie i niezwykle drapieżnej paszczy łosoś Sockeye, zwany też Nerka. Na spotkanie z nim musimy się jednak udać na płw. Kenai.
Dzisiaj tylko mała zapowiedż w postaci paszczy Sockeye:
49.
#15 (Sławek Wojtczak)
Napisano 11 luty 2010 - 16:06
Chciałbym się tam w przyszłości wybrać... bardzo chciałbym
#16 (Jacek Zięba)
Napisano 11 luty 2010 - 17:16
#17
Napisano 11 luty 2010 - 18:06
Jackoś miło, że się podoba, poczatkowo chciałem zrobić reportaż zupełnie pozbawiany akcentów wędkarskich, ale po pierwsze, ja tam pojechałem przede wszystkim na ryby, po drugie jak widzę mamy na forum kilku wędkarzy.
Gdy już skończę cykl alaskański, to pozwolę sobie zrobić podobną relację z wyprawy na płw. Kolski. Pod wieloma względami była to wyprawa jeszcze ciekawsza...
A póżniej, może jeszcze coś, jeżeli pozwolicie? Tak się składa, że miałem przyjemność łowić w kilku ciekawych miejscach świata i mam jeszcze kilka planów do zrealizowania w najbliższych latach. Ale o tym póżniej.
Wracając do Alaski, jutro wyruszymy na południe, na płw. Kenai w poszukiwaniu łososi Sockeye, palii Dolly Varden i niedżwiedzi grizzly. Zobaczymy też największego złowionego na wędkę łososia na świecie...
#18 (Karolina Myroniuk)
Napisano 11 luty 2010 - 18:29
Na Kamczatce czasami nie byłeś ? Moje miejsce nr 2.
"Żyjemy w niebezpiecznej epoce. Ludzie zdobyli kontrolę nad przyrodą, zanim zdobyli kontrolę nad sobą."
Albert Schweitzer (1875 - 1965)
#19
Napisano 11 luty 2010 - 18:54
Po przeczytaniu dopisałem Alaskę do miejsc które muszę "zaliczyć"
#20 (Rafał)
Napisano 12 luty 2010 - 20:53
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych