Napisano 10 styczeń 2007 - 20:16
Jeśli można to zajmę głos w tej sprawie, ponieważ dotyczy się on poczyści mnie. Nie należy mierzyć w wszystkich jedną miara, ponieważ są ludzie i parapety.
W mojej rodzinie nie ma tradycji łowieckiej, coś tam kiedyś mój dziadek wspominał, że przed wojna jego ojciec polował, ale to były inne czasy. Ja zdecydowałem się na starz łowiecki tylko, dlatego iż na moim terenie (okolice Gniezna), jest strasznie dużo lisów i norek (w sąsiedniej miejscowości były fermy tych, że zwierzaków i kilka się „wydostało” na wolność)., Które wynoszą mi z kurnika coraz to cenniejsze ptaki, a na polach przez nadmiar drapieżników nie widać już kuropatw i zajęcy.
Po wdrożeniu się w klimat mojego koła stwierdziłem że mit o myśliwych jako osobach nie odpowiedzialnych, biegających bez przerwy po knieji i strzelających do wszystkiego co się rusza jest mylny. Dzięki moim kolegom (średnia wieku 72 lata - jestem najmłodszy), poznałem bogata kulturę i obyczaje łowiecke. Mottem moich kolegów jest zasada „najpierw ochrona, hodowla a na końcu przyjemność”. Na dodatek, jeśli jest już organizowane polowanie, to są na nim przestrzegane wszelkie zasady prawne i obyczajowe, przeważnie na pokocie trafi się lisek, bardzo rzadko bażant. Nie ma mowy o tym, aby strzelać, do jakich kolwiek ptaków drapieżnych.
Co do dziwnych zachowań ptaków drapieżnych to wam powiem że podczas introdukcji kuropatwy na moim terenie byłem świadkiem jak myszołów wiol jedną porwał z dziesięć metrów od nas.
Powiem osobiście ze bardzo lubię przebywać w naszym łowisku (z workiem zboża i sianem) dokarmiając zwierzynę,