w tym czasie podziwiałem ją wielokrotnie, w drodze w i z Tatr albo z trasy na Słowację.
Bo też prezentuje się pięknie i kusi, kusi...
Wylądowałem więc w sierpniu w Zawoji, w ośrodku z basenem (fantastyczna woda prosto ze strumyka, tak około 12-15*C) i rewelacyjnym widokiem na całe Pasmo Babiej.
Po rozgrzewkach na okolicznych szczytach nadszedł czas na danie główne.
Mam z rodziną układ, że jeden dzień w czasie naszych górskich wypraw jest mój - wstaję wtedy zazwyczaj bladym świtem i ruszam na całodzienną wyprawę.
Tego dnia też tak miało być. Wstałem rankiem i wyjrzałem na pogodę - nie było rewelacyjnie, szczyt tonął w chmurze, ale na dole się przejaśniało. Ponieważ tak zaczynał się każdy poranek a potem się wypogadzało postanowiłem zaryzykować i ruszyłem.
Na początku było trochę (tak około 40 minut) przez Zawoję, bo mimo że pensjonat był dość wysoko to jednak miano najdłuższej wsi w Polsce zobowiązuje i jakieś 3-4 kilometry musiałem przeleźć nim dotarłem do początku Czarnego Szlaku w kierunku Przełęczy Jałowieckiej.
1.

Szlak początkowo biegnie duktem wyjeżdżonym przez ciągniki drwali ale zaraz potem zagłębia się w las. Strasznie żałowałem że nie wziąłem statywu - bo pode mną pięknie wił się w lesie strumyk. Ale statyw to ładnych parę kilo, a ja już nie mam tej kondycji co 10-15 last temu. Lazłem więc sobie mozolnie w górę dysząc mocno i patrząc z niepokojem w niebo. Po około 45 minutach przy ostrym zakręcie szlaku w prawo trafiłem na polankę.
2.

Widok jaki z niej miałem nie nastrajał optymistycznie - chmury zamiast się rozwiewać gęstniały, a i Babia nie odsłaniała oblicza spoza welonu mgieł i obłoków:
3.

4.

Po krótkim odpoczynku ruszyłem jednak dalej za daleko już byłem by wracać, zresztą mimo chmur nie padało. Zrobiło się stromo i "leśno". Zazwyczaj czuję się wtedy lekko nieswojo, cywilizacja odcisnęła na mnie swoje piętno i nie jestem już taki swobodny w lesie jak kiedyś. Wzrasta mi wrażliwość słuchu i wydaje mi się że słyszę każdy szmerek i trzask w promieniu kilometra. Tuż przed przełęczą poczułem zapach dymu i pełen niepokoju rozglądałem się skąd może pochodzić. Po chwili usłyszałem słowackie okrzyki i dźwięk siekier i pił mechanicznych - trwała wycinka lasu i chłopaki ogrzewali się przy ogniu.
A ja dolazłem wreszcie na przełęcz Jałowiecką Północną 998 m.n.p.m.
5.

Chmury nie ustępowały, ale i ja też, więc ruszyłem dalej teraz łącznie czerwono-niebiesko-zielono-żółtym szlakiem w stronę Małej Babiej Góry. Niebo wciąż było szare ale poczułem wiatr - dawał nadzieję, że pogoni chmury.
6.

Podejście z przełęczy jest ciężkie, w dodatku było mokro i bardzo szybko miałem przemoczone spodnie - paprocie, maliny i kosówka z wielką radością zrzucały na mnie nadmiar wody.
7.

Wiatr wydawało się pomagał i co jakiś czas otwierał się za mną widok na Beskidy - tutaj na Pilsko i okolice.
8.

Niestety od południa wciąż napływały nowe warstwy chmur i co jakiś czas ginąłem w szarościach. Co chwila miałem huśtawkę.
9. od takiego widoku:

10. po takie mleko, w którym wszystko znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki:

Chmurki nie dały za wygraną i na Małą Babią wchodziłem w chmurach i w przejmująco zimnym wietrze. Przewidująco miałem ze sobą czapkę, ale ręce mi zmarzły porządnie.
11.

12. widok z Małej Babiej

13. Dowód

Żałowałem braku pogody, bo w chwilach przejaśnień na dole otwierał się widok na Zawoję:
14.

Nie było co czekać - lazłem dalej w kierunku Przełęczy Brona od czasu do czasu rozglądając się na nagle otwarte widoczki.
15. Pasmo Kiczorki-Policy

16. i Zawoja raz jeszcze

Na Przełęczy Brona spotkałem wreszcie pierwszego człowieka - szedł od Krowiarek i zmarznięty był potwornie. Powiedział, że na Diablaku wieje jak cholera i w chmurach temperatura dochodzi do 0*. Na potwierdzenie tych słów demonstrował ubrane w skarpetki ręce - inaczej nie dało się utrzymać kijków. Byłem już tak daleko, że szkoda mi było wracać. Dlatego westchnąwszy ciężko zapakowałem aparat do plecaka i poszedłem w górę. Z trasy z Przełęczy na Babią nie pamiętam praktycznie nic - tylko chmury, wiatr i zimno. Cóż, królowa Beskidów i Pogody postanowiła dać mi w kość. Po blisko godzinie mozolnego wspinania w końcu pod nogami poczułem gołoborze:
17.

i dolazłem. Babie góra była znowu moja!
18.

Zaszyłem się za murkiem z kamieni i po zmienieniu przemoczonego t-shirtu i równie mokrych skarpetek zrobiłem sobie przerwę obiadową. Kabanosy smakowały wyśmienicie, gorzej było z popijaniem zimną wodą - termosu nie wziąłem i tego ciepła mocno mi brakowało. Musiał wystarczyć "energy drink". Nadal było zimno i wietrznie więc szybko ruszyłem w dół. Jak dotarłem w okolice Gówniaka zaczęło się znowu przecierać:
19.

i wreszcie widziałem po czym i dokąd idę. Były też znowu widoczki na okolicę:
20.

i tylko sam szczyt Diablaka nie chciał się pokazać:
21.

Tuż przed południem dotarłem do Sokolicy i musiałem zdecydować co dalej. Telefon do żony i zejście na Krowiarki z podwózką do Zawoi czy też wędrówka leśnym Górnym Płajem. Godzina była młoda, dlatego zdecydowałem pójść w las i zielonym szlakiem ruszyłem w dół:
22.

C.d.n.