Wiele było już zdjęć myszołowa… i ja też go złapałem;) może nie jest tak ładny jak u innych autorów, ale za to jest mój własny! A Jak się to zaczęło? Otóż jakiś czas temu przyszedł mi pomysł na wybudowanie czatowni. Musiałem tylko przerobić stary 2-3 osobowy namiot typu iglo tak by powstała nieco mniejsza konstrukcja powiedzmy 1X1m. Wszystko było szyte na oko, bo nie było czasu na zabawę z linijkami itp. Po jakiś 2-3godzinach bardzo krzywy

namiot mógł już trafić w miejsce wcześniej przeze mnie wybrane. W celu uniknięcia niepożądanych gości, którzy mogli by zniszczyć czatownię wybrałem zamarznięty staw, bo ludzie boją się lodu

) Całość nakryłem białym prześcieradłem imitującym śnieg, a następnie okryłem trzciną rosnącą wokół stawu. Trochę mnie to krwi kosztowało…bo podczas zrywania trzciny nieźle się pokaleczyłem - zalecam więc używanie sierpa! Najcięższa jednak praca związana była z przetransportowaniem ciężkiej kłody – a miałem z nią do pokonania jakieś 100metrów lasu i groblę! Podnieść się jej nie dało, wykorzystałem więc grubą warstwę śniegu, po której przeciągnąłem badyl. Gdy wszystko znalazło się na miejsc, mogłem zacząć podrzucać co jakiś czas przynętę! Przez pierwsze dwa dni (naiwniak ;P ) spędziłem 10 godzin w czatowni licząc na odrobinę szczęścia ale nic nie przyleciało się posilić. Postanowiłem, że odczekam aż zwierzyna przyzwyczai się do nowego otoczenia. To jednak nie był koniec moich problemów podczas budowania czatowni i nęcenia zwierzyny… Sytuacja o tyle się skomplikowała, że przyszły roztopy ;/ a moja kryjówka zaczęła się zatapiać w stawie. Po tygodniu nęcenia stwierdziłem, ze nie mogę pozwolić by moja praca poszła na marne. Wstałem więc przed 6 rano i wybrałem się na czatowanie. Siedziałem na niewielkim wiadrze po kostki w lodowatej wodzie (pod wodą był mój zamarznięty staw) i czekałem, dodam że prawie nie mogłem zmieniać pozycji bo w czatowni nie ma miejsca! Po dwóch godzinach podniosłem po raz setny głowę by zajrzeć czy co się dzieje wokół kłody i serce mi niemal stanęło, otóż przy moim nęcisku siedzi dumny i jakże piękny tak oczekiwany myszołów

)) Nie pozwolił mi się zbytnio sobą nacieszyć bo posiedział tylko 10 minut skubnął co nieco drobiu i odleciał. Zdjęcia wyszły raczej kiepskie bo ani słońca ani „żadnego innego” światła nie było, do tego cholerna mgła która ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów nie chciała się rozejść. ISO-400 to za mało, a na 800 mój 400d dla mnie za mocno szumi, zrobiłem jednak trochę zdjęć, bo przecież to mój wymarzony drapieżnik;) Po jakiś kolejnych 2 godzinach przyleciał znowu, posiedział 10 sekund i odleciał, coś go spłoszyło, a miało co bo do najbliższych zabudowań jest ze 100-200 metrów. Teren ten wybrałem dlatego bo to w miarę mało uczęszczany staw, większości osób wybiera utwardzone drogi i przedziera się przez zarośla( podczas budowy czatowni trochę się jednak załamałem gdy jakieś 10 metrów ode mnie przejechała na nartach kobieta w wieku około 40-50 lat ;( myślę już po czatowni, ale jakoś się ostała;) Myszak pojawił się jeszcze 3 razy, ale znowu szybko odlatywał. Mijała już 6 godzina oczekiwań, mój kręgosłup nie wytrzymywał i do tego zamarzałem, ale w końcu przyleciał, ostrożnie zabrał się do jedzenia, a ja mogłem robić mu zdjęcia. Siedział tak jakieś 30 minut

) Okazało się jednak, że kłoda leży o jakieś 5 metrów za daleko, cóż trzeba będzie to poprawić! Warunki meteo jednak się nie zmieniły, ale zrobiłem mu kilka mniej lub bardziej udanych zdjęć, po obserwowałem ptaszka, by w końcu głody, zmarznięty, mokry i obolały, ale szczęśliwy i zakochany w myszołowie wrócić do domu!
Przesunąłem nieco nęcisko bliżej czatowni i jak tylko będę miał czas i pogoda będzie bardziej sprzyjać znowu się tam wybiorę.
A to kilka zdjęć z opisywanej zasiadki;)
241. Przylot
242. obiadek
243.czyszczenie dzioba
244. Pożegnanie
http://img217.images...7/mg2925ja1.jpg